To, COVID-zę

Widzę, że histeria spowodowana ponownym zamknięciem świetlicy trwa. Jeszcze raz potwierdza się niepoprawne politycznie przekonanie, że funkcja edukacyjna jest w całokształcie oświaty instytucjonalnej tą najmniej ważną i pożądaną. Dochodzą co prawda lamenty, że to nie tak, że jak to tak, że za dużo, że za mało i w ogóle wydaje się, że nikt nie rozumie, że w całym zaistniałym bałaganie, póki co, chodzi o to jedynie, by nauczyciel mógł udowodnić, że się nie obija, tylko ciężko pracuje. Że jak się z pięć razy dziennie zaloguje na swoim dzienniku i podeśle uczniom parę linków, które, gdyby tylko chcieli, sami mogliby sobie wygooglać, to jego istnienie jest usprawiedliwione i państwo nie płaci mu za nic. Sam tak robię, bo na nic innego nie mam urzędniczej podkładki. Bo na razie nie bardzo istnieje alternatywa prawna, którą wszyscy by zaakceptowali.

Z kolei słyszę, że sporej liczbie obywateli akceptacja tego faktu trudno przychodzi i znowu dają upust frustracji. No cóż, trzeba było zostać nauczycielem. Tę profesję wszyscy lżą, a jednocześnie jej przedstawicielom nieustannie czegoś zazdroszczą (oprócz pensji, oczywiście) – cóż za niekonsekwencja. Niewielu pomstujących przyjmuje do wiadomości, że sytuacja należy do wyjątkowych (zresztą nie tylko w kraju wszystkiego policzonego) i że na „zawieszenie szkoły”, oprócz jej sfrustrowanych bezpośrednich użytkowników oraz nauczycieli, nie jest przede wszystkim gotowa sama szkoła, jako instytucja. Nie sądzę jednak, by należało się tym aż tak bardzo przejmować. Trzeba jej, a raczej jej „właścicielom” i decydentom dać czas na „się ogarnięcie”, wykonanie wszystkich potrzebnych czynności i nadrobienie wieloletnich już zaniedbań, za które odpowiadają, a potem uczciwie ich z tego rozliczyć. To musi chwilę potrwać, choć nie istnieją żadne czynniki obiektywne, które, w zaistniałej potrzebie, uniemożliwiałyby szkole przeniesienie się do sieci.

Nie chcę odgrywać roli „mądrego po szkodzie”, ale chyba każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że niezdolność (prawna, organizacyjna i sprzętowa) do płynnego przejścia do nauczania zdalnego jest wynikiem prokrastynacji, działań pozorowanych i po prostu przyjęcia odmiennych priorytetów. W tanzańskiej filii UWC, w której kształci się moja córka, spójna platforma edukacji zdalnej rozpoczęła działanie dzień po podjęciu decyzji o stopniowej ewakuacji kampusu, tak, żeby edukacji nie przerywali zarówno ci, którzy już wyjechali, jak i ci, którzy pozostali. Nie dlatego, że zebrał się jakiś sztab kryzysowy i zrobiono burzę mózgów, ale dlatego, że platforma istniała i czekała gotowa do użycia. Nie było dywagacji, czy ta, czy inna, ile zadać i co oceniać. W pewnym sensie, dla uczniów niewiele się zmieniło, poza życiem towarzyskim. Choć nie sądzę, by nasza szkoła sprzed lat pięciu była na obecne wyzwania lepiej przygotowana, trzeba sobie uzmysłowić, że pięciolatka zawracania kijem Wisły i paranoiczne pragnienie ponownego wejścia do rzeki, która już dawno zmieniła swój bieg, nie sprzyja potrzebnym i szybkim rozwiązaniom. Jak zwykle, damy (jakoś) radę, ale odbędzie się to kosztem i uczniów, i nauczycieli, na których znów powiesi się wszystkie możliwe i niemożliwe psy, jakby to oni odpowiadali za bałagan prawny i organizacyjny, błędy kształcenia zawodowego, łże-szkolenia informatyczne i za samo COVID-19. Z pewnością sytuacji tej nie zmieni długo oczekiwane rozporządzenie, mające znormalizować anormalne, które robi wrażenie na szybko zmontowanego dupochronu dla samego MEN i rządu zarazem. Udając szybką, profesjonalną reakcję na kryzys, ministerstwo ceduje wszystkie niewiadome na dyrektorów szkół, nie rozstrzygając w zasadzie niczego i promując wolnoamerykankę, za którą łatwo będzie „pociągać do odpowiedzialności”, w razie jakiegokolwiek (nieuniknionego) błędu, czy niepowodzenia. Nauczyciele, którzy czekali na jakieś decyzje, powściągając swoją inwencję (lub indolencję), są w zasadzie w punkcie wyjścia. Może się okazać, że właściwe zorganizowanie i zsynchronizowanie pracy potrwa dłużej, niż sama przymusowa kwarantanna.

Dostrzegam również, że problem zadanych, lub niezadanych lekcji uderzył nie tylko w (i tak mocno nadwyrężony) wizerunek państwowego szkolnictwa. W bezwzględny sposób obnażył także niepopularną prawdę o stosunkach rodzinnych i jednocześnie pokazał, jak wiele w tych stosunkach zależy na co dzień od pogardzanej szkoły. Nagle okazuje się, że ona rzeczywiście pełni przede wszystkim rolę świetlicy, organizatora i wypełniacza czasu, bez którego niektórzy nie są w stanie funkcjonować. Kiedy w tygodniu nie dzwonią dzwonki, a w weekend nie ma jak odwiedzić galerię handlową, raptem pojawia się konieczność bycia razem, przebywania w jednym pomieszczeniu, rozmawiania, ustalania działań i mierzenia się z ich konsekwencjami w zdecydowanie większym wymiarze. Dialog, za którym wszyscy podobno tęsknią, z przestrzeni abstrakcji znów przenosi się do realnej, wąskiej sfery interakcji, która za nic ma szkoleniowe rozważania o obecności, lub nie, miękkich kompetencji u jej uczestników. Rzucający gromy na szkołę powinni chyba tę kwestię przemyśleć. Może praca w niej wykonywana ma jednak jakiś sens? Może jednak nie doceniamy jej samej i ludzi w niej pracujących?

Jeżeli zaś ta świetlica jest nam zbędna, musimy w konsekwencji uświadomić sobie, jak dużo z naszego życia i życia naszych dzieci dobrowolnie oddajemy Molochowi i jak dużo on sam, w majestacie prawa, na które się godzimy, nam odbiera. Z jednej strony, w warunkach dyktowanych przez społeczeństwo industrialne, Moloch oferuje w tej rzeczywistości dzieciństwo niemożliwe do zrealizowania bez niego, z drugiej, wypacza stosunki rodzinne, pozbawia starsze pokolenia ich naturalnej roli, wyobcowuje i uzależnia, pozbawia czasu i poczucia odpowiedzialności za swoje czyny. Możliwe, że wirus (ewolucja) ofiarowuje nam rzadką szansę na przemyślenie tych zależności i wymuszenie na systemie zmian, o których nawet dyżurnym zmieniaczom się nie śniło.

Epidemia prawdopodobnie przeminie, jak jej podobne; pytanie, czy oświata instytucjonalna wyciągnie z jej zaistnienia odpowiednie wnioski. Nie zmienia to faktu, że swoje własne wyciągnąć powinniśmy sami. W chwili obecnej należy się właśnie skupić na zorganizowaniu sobie życia, do czego (jak widać i słychać) nie są gotowi sami uczniowie i ich rodziny. Czas także zrozumieć, że to nie metoda i techniki są w edukacji najważniejsze, ale jej treść, oraz że nic nie zastąpi myślenia, motywacji, chęci korzystania z dostępnych środków i kierowania własnym życiem, bez wskazówek MEN, czy kogokolwiek innego. Dziś nie jest to jeszcze prawda popularna, a nawet zaryzykowałbym twierdzenie, że jej zwolennicy są w zdecydowanej mniejszości. Reszta nic nie widzi.

3 myśli na temat “To, COVID-zę

  1. „Nagle okazuje się, że ona rzeczywiście pełni przede wszystkim rolę świetlicy.”
    Mam nadzieję, że ta myśl dotrze do większej części ludzi. I jednocześnie dotrze do nich, jak bardzo przepłacona jest ta świetlica.

    „musimy w konsekwencji uświadomić sobie, jak dużo z naszego życia i życia naszych dzieci dobrowolnie oddajemy Molochowi i jak dużo on sam, w majestacie prawa, na które się godzimy, nam odbiera”
    Oczywiście! Mogę mieć tylko nadzieję, że coraz więcej ludzi sobie to będzie uświadamiać i nprzestanie się na to godzić.
    Wbrew pozorom takie uświadomienie czasem następuje dość szybko. Niech przykładem będzie tu zmiana w ciągu kilku lat podejścia od niemal pełnej akceptacji (tylko wojsko zrobi z chłopca mężczyznę) do powszechnego odrzucenia wobec utrzymywania przymusowej słuzby wojskowej. Ale Szwajcarów jeszcze długo nikt do tego nie przekona.

    Zrób wywiad z córką, jak ona odbiera platformę edukacyjną. Ja jestem z natury konserwatywnym i minimalistycznym użytkownikiem, więc większość „platform tego i owego” odbieram jako przerost formy nad treścią nie wnoszące niczego ponad to, co jest dostępne przez proste uniwersalne narzędzia: e-maile, telekonferencje i stronę prywatną w webie. Ale jeśli uczniom takie narzędzie odpowiada, to na zdrowie.

    Polubienie

    1. „Mogę mieć tylko nadzieję, że coraz więcej ludzi sobie to będzie uświadamiać i przestanie się na to godzić.” – ja jestem w tej kwestii umiarkowanym optymistą – w zupełności wystarczy mi świadomość ludzi wiedzących, czego chcą od nauczyciela, czy szerzej, od edukacji. Takich ludzi, wbrew pozorom nie jest zbyt wielu – wszędzie powtarzam, że zapotrzebowanie na edukację „świadomą” (w przeciwieństwie do „innej”) jest niewielkie. Osobiście, całkowicie satysfakcjonowałaby mnie możliwość istnienia edukacji niekontrolowanej przez MEN, ale spełniającej standardy merytoryczne poszczególnych etapów kształcenia. Takich dążeń nie widać. Jest za to mnóstwo „koperników”, sieciowych krzykaczy lżących nauczycieli, ale nie słychać nic o żądaniu zaistnienia prawdziwej alternatywy, która nie polegałaby na deliberowaniu, czy nauczyciel ma zadawać pracę domową, czy nie, czy siedzieć za biurkiem, czy stać na jednej nodze.

      „… dotrze do nich, jak bardzo przepłacona jest ta świetlica.” – to do nich dociera, nawet jeśli jest to prawda, której mechanizmu nie rozumieją – nikt nie lubi, gdy mu się każe za coś płacić, a na dodatek on nie bardzo chce z tego korzystać. Inaczej, wszyscy do pewnego stopnia chcieliby korzystać z takiej, czy innej „edukacji”, ale płacić nikt nie chce. Nikt też nie rozumie, że taka „świetlica” nie może być dużo tańsza z przyczyn różnych, politycznych, ideologicznych, ustrojowych, z powodu rosnących wymagań niechcących płacić, etc.

      „Wbrew pozorom takie uświadomienie czasem następuje dość szybko.” – myślę, że, paradoksalnie, wirus może w tym pomóc. Zobaczysz jednak, że za moment pojawią się przyprawione różnymi „neurodydaktykami” żądania, by w młodszych klasach nauczyciel zastąpił Disney’a, a w starszych YouTube. A propos, mam teraz utrudniony (psychologicznie) kontakt z dzieckiem (mimo sugestii szkoły i w końcu naszych, postanowiła pozostać w Tanzanii i nie podlegać owczemu pędowi ku centrom epidemii), ale z tego, co wiem, jej platforma ma właśnie wymiar dość minimalistyczny – wychodzą z założenia, że korzystają z niej ludzie, którzy chcą tę szkołę ukończyć z określonymi wynikami i nie trzeba ich przyciągać animacjami i tańcem nauczyciela na linie.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.